Dziś
premiera „Wszystkich ziaren piasku” Bartka Sabeli. Książkę otwiera
świetny, niemalże poetycki tekst o parzeniu herbaty; opowieść, której
nie powstydziliby się mistrzowie reportażu literackiego i która
wprowadza czytelnika w taki leniwy egzotyczny klimat Sahary Zachodniej.
Ale to nie jest opowieść o afrykańskich wakacjach w Maroku. Już chwilę
później Sabela zabiera nas do El Aaiúnu, stolicy okupowanej Sahary
Zachodniej, ostatniej afrykańskiej kolonii, której mieszkańcy od
kilkudziesięciu lat walczą z Marokańczykami o odzyskanie niepodległości.
Mimo iż ich państwo, Saharyjska Arabska Republika Demokratyczna,
proklamowane zostało już w 1976 roku, połowa Saharyjczyków żyje i
wychowuje kolejne pokolenia w obozach dla uchodźców w Algierii. Ci,
którzy zostali na okupowanych terenach, są represjonowani, nie mają
takich samych praw jak Marokańczycy i w zasadzie nie wiedzą, czy pewnego
dnia nie znikną w mrokach marokańskiego więzienia.
Można
by się zastanawiać, po co Marokańczykom kawałek jałowej pustyni.
Niestety, jak nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze. Na terenach
Sahary Zachodniej znajdują się jedne z największych na świecie złoża
fosforytów, na eksporcie których Maroko robi doskonały biznes.
Oczywiście państwom europejskim i Stanom Zjednoczonym nie przeszkadza,
że robią interesy z państwem okupującym teren sąsiada i brutalnie
tłumiącym wszelkie zrywy niepodległościowe. Sabela duży nacisk położył
na demaskowanie tej obłudy politycznej. I wcale nie jest to naiwne
oburzanie się na współpracę handlową z państwem, które zagarnęło ziemie
sąsiada i drenuje je na wielką skalę, ale poparty dokładnymi danymi,
także historycznymi, wywód ukazujący hipokryzję państw uważających
siebie za demokratyczne i stojące na straży wolności człowieka, a także
bezradność i jedynie pozorowane działania organizacji takich jak ONZ.
I
chyba to właśnie najbardziej cenię we „Wszystkich ziarnach piasku”.
Sabela nie dość, że podjął się trudnego i ważnego tematu, o którym
większość polskich czytelników reportażu dotychczas pewnie miała mgliste
pojęcie, to jeszcze zrobił to wyjątkowo rzetelnie. Wiele ryzykując,
nawiązał kontakty z Saharyjczykami z El Aaiúnu i pojechał tam, mimo iż
było wielce prawdopodobne, że zostanie aresztowany, a także odwiedził
algierskie obozy dla uchodźców z Sahary Zachodniej i zaprzyjaźnił się z
niektórymi spośród ich mieszkańców. Ponadto najwyraźniej doskonale
przygotował się naukowo ‒ przeprowadził kwerendę, która pozwoliła mu
napisać świetny rozdział o historii Sahary Zachodniej, począwszy od XIX
wieku, dzięki czemu czytelnikowi łatwiej zrozumieć współczesne
społeczno-polityczne zawiłości tamtego regionu świata, a także
niechlubne dziedzictwo kolonializmu. Sabela pokazał okrutną grę i
obojętną kalkulację państw europejskich, które najpierw na zimno
podzieliły się bogatym afrykańskim tortem, a potem ‒ gdy dekolonizacja
stała się koniecznością ‒ nie omieszkały wyciągnąć z tych ziem, ile się
da. W Afryce północno-zachodniej sposobem na to stały się umowy handlowe
z Marokiem.
Muszę przyznać, że trochę nudziła mnie
część o działaniach wojennych pomiędzy saharyjskim Frontem POLISARIO a
armią marokańską. Ale z drugiej strony trudno o większy polot i epicki
opis wojny, która opiera się głównie na rozproszonych działaniach
partyzanckich. Natomiast zafascynowało mnie autentyczne zainteresowanie
autora kulturą społeczności saharyjskiej, i nie mam tu na myśli jakichś
uroczystych rytuałów, jak z filmów o dzikich plemionach, ale takie
zwykłe, małe, codzienne czynności, które przełożyły się na kilka
świetnych fragmentów książki: poza tymi o parzeniu herbaty jest to
fragment o myciu się przed modlitwą i kapitalny, moim zdaniem, rozdział o
„murze wstydu” i o wielu innych murach budowanych na całym świecie.
Powiedziałabym nawet, że to takie minitraktaty wpisane w reportaż.
Dla
mnie książka Sabeli jest przede wszystkim zastrzykiem wiedzy o sytuacji
na okupowanych terenach Sahary Zachodniej, opowieścią o walecznych
ludziach, którzy z takim uporem od lat biją się o niepodległość swojego
kraju i o ich fascynującej kulturze.
Bartek Sabela, Wszystkie ziarna piasku, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015, 368 strony

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz