![]() |
| Wydawnictwoliterackie.pl |
Jednym z narratorów w „Podkrzywdziu” jest chłopiec mieszkający z dziadkami we Wsi leżącej na skraju Pustyni Błędowskiej. W warstwie fabularnej powieści nie dzieje się zbyt wiele ‒ chłopiec opisuje codzienne życie we Wsi i w gospodarstwie dziadków: gęsiobicie, grzybobranie, rozrzucanie nawozu, siejba. We Wsi pojawia się Stójkowy, który uosabia Miasto, to, co zewnętrzne, obce mieszkańcom Wsi. Stójkowy stara się zaprowadzić we Wsi racjonalny porządek, wypędza księdza, zajmuje dwór, wprowadza zasady i dekrety, próbuje okiełzać pierwotny chaos Wsi. Jednocześnie coś dziwnego zaczyna się dziać z dziadkiem: bywają dni, gdy dopada go chandra, niemal popada w obłęd, nie wychodzi ze swej kryjówki w piwnicy, gdzie obficie raczy się napitkami własnej produkcji, a jednocześnie skrupulatnie prowadzi swój Diariusz Dni Słonecznych. Chłopiec podejrzewa, że dziadek wypuszcza się w miejsce o złowieszczo brzmiącej nazwie ‒ chodzi na Podkrzywdzie...
Z jednej strony „Podkrzywdzie” jest powrotem do mitycznej krainy dzieciństwa, w której nawet zwykłe grzybobranie staje się w pewnym sensie etapem dojrzewania, inicjacji. Z drugiej strony z książki Muszyńskiego przebija poczucie degradacji współczesnej wsi, która utraciła swój pierwotny rytm życia wyznaczany przez naturę i tradycyjne obyczaje oraz święta. Można odnieść wrażenie, że świat „Podkrzywdzia” stoi na skraju, coś się nieuchronnie kończy, a podstawową oznaką nadchodzących zmian są anomalia pogodowe: wyjątkowo ciepła zima, a potem upalne lato, które zaczyna się właściwie już w maju. Świat staje na głowie i nawet dziadek, drobiazgowy kronikarz pogody, nie jest w stanie zapanować ani nawet zrozumieć tych zmian.
Czasoprzestrzeń „Podkrzywdzia” wywoływała u mnie skojarzenia z powieścią „Prawiek i inne czasy” Olgi Tokarczuk ‒ jedną z moich ulubionych współczesnych polskich książek. W obu powieściach opisana wioska stanowi centrum wszechświata, taki mikroświat, w którym żyją tuziemcy ‒ jak nazywa mieszkańców wioski Andrzej Muszyński ‒ a jego granice stanowią jednocześnie granice bezpieczeństwa. Wspólna jest także perspektywa uniwersalna. W „Podkrzywdziu” czuć tęsknotę za tętniącą życiem wsią, za naturą, w której tkwi jakaś magia, pierwotna energia i ogromna witalność ‒ to od niej zależne jest życie mieszkańców, z niej czerpią siły i ona im je czasami odbiera. To świat, w którym ożywa materia, czego metaforą może być kwitnąca igła i księgi w zaanektowanym przez Stójkowego dworze.
„Podkrzywdzie” do pewnego stopnia wpisuje się w dwa ważne nurty literatury polskiej XX i XXI wieku: tzw. prozę chłopską i narrację o małej ojczyźnie. Jednak nie jest to ani Redliński, ani Myśliwski, ani Stasiuk. Każde słowo Muszyńskiego przesiąknięte jest całkowicie prywatną tęsknotą za krainą dzieciństwa, uniwersalną potrzebą zakorzenienia oraz niezwykłą wrażliwością. A wszystko wyrażone pięknym, poetyckim językiem, dzięki któremu czytelnik odbiera świat przedstawiony w sposób wręcz sensualny.
PS. Ogromny plus dla wydawnictwa za świetny projekt typograficzny książki z szerokimi marginesami wewnętrznymi, dzięki czemu książka łatwo się otwiera, i za miękką oprawę ze skrzydełkami.
Andrzej Muszyński, „Podkrzywdzie”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015, 192 strony

Bardzo osobiście odbierałam tę lekturę, bo wiele obrazów czerpałam z własnych wspomnień. Podoba mi się ta książka i jest ona dla mnie jedną z ważniejszych pozycji, ale jeśli chodzi o tegoroczne Paszporty POLITYKI to moim wyborem będzie "Inna dusza" Orbitowskiego, książka powaliła mnie na kolana. Masz rację co do projektu typograficznego - "Podkrzywdzie" miło ma się w dłoniach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Po Książkach Mam Kaca
Właśnie czytam "Inną duszę".
OdpowiedzUsuń