![]() |
| Czarne.com.pl |
Od początku wojny na Bałkanach z lat 1992‒1995 Vulliamy angażował się w sprawę ludobójstwa: zaprzyjaźnił się z wieloma ofiarami prześladowań oraz członkami rodzin zamordowanych, a także zeznawał jako świadek w czasie procesów zbrodniarzy wojennych sądzonych przez Trybunał w Hadze. Za to ostatnie został zresztą oskarżony przez swych kolegów po fachu o brak obiektywizmu. W ciągu dwudziestu lat, jakie minęły od ludobójstwa, Vulliamy wielokrotnie jeździł na Bałkany i spotykał się z Boszniakami na całym świecie, a kontakty te zaowocowały przejmującym reportażem „Wojna umarła, niech żyje wojna. Bośniackie rozrachunki”.
Książka Vulliamy’ego składa się z trzech obszernych rozdziałów. W pierwszym autor pokrótce opisał przebieg wojny z lat 1992‒1995 oraz funkcjonowanie obozów koncentracyjnych w Omarskiej, Trnopolju, Keratermie i kilku innych pobliskich miejscowościach ‒ Vulliamy przedstawił straszliwą rzeczywistość: głód, wymyślne tortury, gwałty, okrutne mordy i masowe groby, ale zrobił to jakby mimochodem, gdy było to konieczne. W drugiej części autor skupił się na ocalałych, którym cudem udało się przeżyć i którzy otrzymali azyl w krajach europejskich, w Stanach Zjednoczonych lub w Kanadzie. Trzeci rozdział dotyczy chyba najważniejszego aspektu ludobójstwa po upływie dwudziestu lat ‒ rozrachunku.
Tak naprawdę rozrachunek ‒ a raczej jego brak ‒ jest głównym tematem „Wojny”.
Nie ma dziś mowy o przyznaniu się do winy, prośbie o wybaczenie, a po
pewnym czasie wybaczeniu. Serbski rząd przy wsparciu wielu europejskich
dyplomatów prowadzi politykę „równoważenia win”,
twierdząc, iż w czasie działań wojennych z lat 1992‒1995 obie strony
były winne, obie dokonywały mordów, zatem ponoszą równą
odpowiedzialność. Jakby zapomnieli, że embargo nałożone przez ONZ na
kraje byłej Jugosławii właściwie zaważyło na losach tej wojny, bo
Bośniacy byli o wiele słabiej uzbrojeni. Dziś w Serbii można mówić o „zdegenerowanej historii” ‒ w szkole młodzi Serbowie uczą się o „wielkiej wojnie ojczyźnianej”, wielu Serbów twierdzi, że obozy koncentracyjne nigdy nie powstały, zostały wymyślone, by oczernić ich naród.
Wielu
spośród ocalałych po kilkunastu latach zaczęło wracać do Bośni,
odbudowują swoje spalone lub zdewastowane domy, z których zostali nagle
wyrwani i wywiezieni do obozów. Tyle że tak naprawdę nikt ich tam nie
chce ‒ Serbowie w 1992 roku masowo szabrowali lub zajmowali mieszkania
zamordowanych Muzułmanów. Jedna z bohaterek opowiada, jak po uwolnieniu z
obozu wróciła do swego mieszkania, które ‒ jak się okazało ‒ zostało
zajęte przez znajomą Serbkę. Nowa lokatorka przyjęła byłą właścicielkę
mieszkania w jej ubraniach, podała kawę w porcelanie jej matki, po czym
skomentowała, że ocalała kobieta dziwnie się zachowuje. Byli strażnicy z
Omarskiej, Trnopolja i innych obozów jak gdyby nigdy nic mieszkają obok
Boszniaków, którzy wrócili do ojczyzny. Spotykają się oni z jawną
wrogością ‒ wielu bohaterów Vulliamy’ego
uważa, że gdyby nadarzyła się okazja, Serbowie znów dopuściliby się
zbrodni na swych sąsiadach, tyle że tym razem nie izolowaliby ich w
obozach, ale zabili od razu.
„Wojna”
nie jest książką o samych obozach; Vulliamy nie skupia się na
szczegółach zbrodni dokonanych przez Serbów na Boszniakach, pisze o nich
wtedy, gdy jest to konieczne ‒ dzięki temu nie epatuje makabrą, nie
żeruje na krzywdzie ofiar. Autora interesuje szczególnie to, co działo
się po wojnie. Aby zrozumieć, co tak naprawdę wydarzyło się w byłej
Jugosławii, Vulliamy pojechał do Auschwitz i spotkał się z ludźmi,
którzy przeżyli Shoah. Będąc niezwykle delikatnym, jeśli chodzi o
porównania ludobójstwa w Bośni do Holokaustu, autor nazywa wydarzenia
sprzed dwudziestu lat echem Shoah.
I
tutaj szczególne miejsce zajmuje pamięć jako kolejny etap po
rozrachunku. Niemcy potrafili pogodzić się ze swoją straszną
przeszłością i prosić o wybaczenie. Dzięki temu możliwe było utworzenie
muzeów Holokaustu i pomników upamiętniających ofiary ludobójstwa.
Natomiast na Bałkanach panuje atmosfera wyparcia lub zaprzeczenia. Wśród
Boszniaków przeważają nastroje głębokiego rozczarowania i nawet
skazanie zbrodniarzy wojennych nie było w stanie ukoić ich bólu, skoro
tzw. zwykli Serbowie, spośród których wielu grabiło i mordowało, myślą
tak samo jak w roku 1992. Nie ma mowy o upamiętnieniu ofiar, skoro
Serbowie próbują zamazać historię. Tymczasem czy jest coś, co w większym
stopniu może uchronić nas od powtórzenia błędów z przeszłości, jak
pamięć o nich?
Czasami
zastanawiamy się, jak to możliwe, że w czasie drugiej wojny światowej
mieszkańcy Europy nie wiedzieli lub nie chcieli wiedzieć o istnieniu
nazistowskich obozów koncentracyjnych na terenie Polski. A co my wiemy o
ludobójstwie w byłej Jugosławii? Kojarzymy pojedyncze nazwy ze
Srebrenicą ‒ symbolem tych zbrodni ‒ na czele. A przecież te straszne
wydarzenia miały miejsce zaledwie dwadzieścia lat temu, u progu XXI
wieku. We wstępie do polskiego wydania Ed Vulliamy pisze, że jego
książka nie sprzedawała się dobrze w Wielkiej Brytanii ‒ tak już jest,
że jak coś złego dzieje się „trzy kroki od Wenecji”, to Europejczyków to nie interesuje. Mam nadzieję, że książka w Polsce odniesie wielki sukces i znajdzie wielu czytelników.
* Chodzi o przynależność narodową, nie religijną, stąd wielka litera w słowie Muzułmanin.
Ed Vulliamy, "Wojna umarła, niech żyje wojna. Bośniackie rozrachunki", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016, 520 stron

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz